poniedziałek, 3 stycznia 2011

Sylwester po turecku

Turcy mają nieco wykrzywione pojęcie ozdób bożonarodzeniowych i noworocznych.
Otóż ozdoby bożonarodzeniowe najlepiej sprzedają się w przeddzień Nowego Roku. Chodzi głównie o chińskie czapki św. Mikołaja, różowe poroże reniferka, aniołkowe skrzydełka, aureole, które intensywnie były sprzedawane po 27. grudnia. Wszystkie te akcesoria z wielką radością były noszone podczas Sylwestra.
Początkowo mieliśmy udać się na Boat Party, ale powędrowaliśmy innymi drogami i wylądowaliśmy na Placu Taksim, który jest centrum rozrywki całego Stambułu. Kilka minut przed wybiciem północy dotarliśmy na miejsce. Spotkaliśmy masę ludzi, która gibała się w rytm tureckiej muzyki. Rzecz niby oczywista, ale na placu nie było żadnego koncertu, żadnego wodzireja, żadnego konferansjera czy gwiazdy pop (lub innej)! Wszyscy popijali Efes(jedno z nielicznych piw w Turcji), wokół dużo policji, ludzie na dachach przystanków autobusowych czy kiosków i jeden wielki telebim z ogromnymi reklamami i małym czasomierzem. 'Dlaczego oni tu wszyscy stoją?'pomyślałam. Cóż czekali na ostanie trzydzieści sekund starego roku i pięć minut fajerwerków nowego. Ciekawe, że tureccy studenci odradzali nam odwiedzanie Taksimu jako miejsca wtenczas niezmiernie niebezpiecznego. Otóż na tym placu widzieliśmy (Piotrek widział) jakieś starsze panie, które przyszły pooglądać sztuczne ognie. Zaraz po sztucznych ogniach powędrowaliśmy ulicą Istiklal do stacji kolejowej Sirkeci, gdzie odbywało się erasmusowe party. Stacja Sirkeci ma część zabytkową, na której kończył (lub zaczynał) swą relację Orient Express w latach 1883-2009 i tam zrobiono imprezę. Dużo młodych ludzi, niekoniecznie erasmusów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz