O tureckich studentach medycyny
Jeśli ktoś myślał, że są zacofani, to proszę to sobie wybić z głowy! Nauczają tak samo jak w Polsce i tego samego co w Polsce.
Program mają sześcioletni, z tą różnicą, że ich szósty rok to nasz staż, czyli uczą się rok krócej.
A teraz o ich LEPie. Nazywają go TUZ.
Ponoć jest zajebiście trudny, zdawalność wg 5.-rocznych wynosi około 40%. Trochę nie chce mi się w to wierzyć, ale jak widzę, że większość czasu poświęcają na naukę to zaczynam się przekonywać.
Niezdanie egzaminu nie było by takie straszne, gdyby nie to, że jak go nie zdadzą, to zostają wysyłani na wschód Turcji (czyli do miejscowości, gdzie diabeł mówi dobranoc). Oni sami twierdzą, że ichni wschód to sama bieda i zabobony, i głęboko religijni muzułmanie. Boją się tego. Życie w 12mln-owym Stambule jest zdecydowanie łatwiejsze.
Dlatego znakomita większość z nich płaci krocie za kursy przygotowujące do TUZ. Dodam, że kursy zaczynają się dwa lata przed egzaminem. CO oznacza, że spotykam się tylko w tygodniu z moimi tureckimi znajomymi.
CO więcej niektórzy rezygnują z miejsca do przystępowania do TUZ i przygotowują się do USMLE. Podchodzą do tego nadzwyczaj poważnie. Spotkałam się z grupą studentek, które wspólnie wynajęły mieszkanie, żeby razem uczyć się (i wymieniać materiałami) właśnie do tego egzaminu. Brzmi świetnie!
Jeszcze jedno ciekawe znalezisko. Bardzo się zdziwiłam, gdy jedna z nich pokazała mi zegarek samochodowy ze stoperem. Otóż znakomita większość używa taki zegarków w ramach przygotowywania się do egzaminów, by wiedzieć na ile ich wykorzystanie czasu jest efektywne. Ciekawe podejście. Chyba kupię sobie taki licznik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz